Paaanie… - zaczyna parkingowy w wściekle seledynowej kamizelce, pilnujący porządku na placu za budynkiem komisariatu policji.
- Już się porozjeżdżały, bo kupujących nie było, a i mało kto się wokół nich kręcił. A w ogóle to ich z osiem dzisiaj było - wylicza te, które miały być sprzedane.
Jednak czterokołowców było w bród, że się nie mieściły na parkingu, przeznaczonym dla sprzedawanych aut. Zjechali się kupujący (ale nie pojazdy), ciekawscy, spacerowicze i polujący na okazje. Asortyment od ciuchów, przez mocno używany drobny sprzęt AGD, owoce i warzywa, trochę chińszczyzny, staroci, a miodu było w bród.
- Jabłka na wagę, albo w 25-kilogramowych workach. Cebula i buraki już tylko w worach.
- Właściciel stoiska z nartami pewnie liczył na to, że śnieżyca sprzed dwóch dni napędzi mu klientelę, ale przeliczył się, bo tłumów wokół niego nie było.
- Panie penetrowały bazarowe ciucholandy, panowie grzebali w stosach części zamiennych do wszystkiego i elektonarzędziach.
Obie płci spotykały się przy jednej bądź drugiej budce w zapiekankami i szaszłykami, ale w kolejce stać nie trzeba nie było, jak to niegdyś bywało na załęskiej giełdzie. Tyle że z tej podrzeszowskiej do Sokołowskiej przeprowadziła się tradycja: disco polo z głośnika, hitem ostatniej niedzieli było: „A córka się bawi za pieniądze taty”.
Niedzielny Sokołów Małopolski dostał drugie życie: ulice momentami pełne ludzi. Tych wychodzących z niedzielnych mszy i zmierzających na giełdę, albo tych, którzy odwrócili sobie ten program wycieczki.
Strefa Biznesu: RPP zdecydowała ws. stóp procentowych? Kiedy obniżka?
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?